czwartek, 31 grudnia 2015

104. Sylwester

Jestem z tej nieco starszej daty, więc uwielbiam bawić się przy hitach z lat 90-tych ;]





To tak w oczekiwaniu na Nowy Rok ;]


103. Krótki rachunek sumienia






Za chwilę, już niebawem, rok 2015 się zakończy. Czas zrobić sobie rachunek sumienia.
2015 zaczął się chorobą i smarkaniem, leżałem w łóżku, na szczęście obok osoby, którą kocham. Rok ten także kończy się u boku tego, którego wciąż kocham bardzo mocno.
Styczeń minął na wspomnieniach pobytu w Paryżu, przeglądając zdjęcia czułem, jakbym wciąż tam był. Dopóki nie rozpętało się piekło z Charlie Hebdo < kolejne całkiem niedawno, ale tu już więcej ofiar, znacznie więcej>. Luty był pod znakiem już gorączki wyjazdu do Polski, w rodzinne strony. Bukując bilet byłem przeszczęśliwy. To także czas, kiedy zainteresowanie Japonią znalazło ujście w postaci kupna podręcznika i ćwiczeń do nauki języka japońskiego. 

środa, 25 listopada 2015

102. Seriale




Wkręciłem się w nowy serial, nie ukrywam, że aktor grający główną rolę mnie do tego przekonał :D


wtorek, 24 listopada 2015

101. Spadek






Jest już końcówka listopada, a nadal nic nie wiadomo, cisza w eterze. Stres i nerwy mnie zżerają od środka, nie potrafię się skupić na niczym, pisanie na razie stoi, japoński leży odłogiem. Może do końca tygodnia coś się ruszy, bo ileż tak można?!





poniedziałek, 9 listopada 2015

100. Nerwowe oczekiwanie






Tak dawno nie brałem podręcznika do japońskiego, że stęskniłem się za tym językiem. Chcę dalej pogłębiać wiedzę z tego języka, ale będę musiał zacząć od przejrzenia wszystkiego od początku i przećwiczyć hiraganę, katakanę  i pierwsze 15 kanji, które już umiałem, ale co nieco wyleciało z głowy <za długą przerwę miałem>. Wszystko przez stres życia codziennego, najpierw sytuacja w domu, a teraz z pracą. W piątek byliśmy zawieźć CV Małżera do agencji, przez którą moja firma będzie zatrudniać i teraz czekamy na wieści. Miejmy nadzieję, że będzie wiadomo do końca tego tygodnia co i jak.
Przez to wszystko nie mam nawet weny twórczej, a mam w zamyśle niezły fanfic z Mattem Bomerem ^^





środa, 4 listopada 2015

99. Środa

Coraz bliżej upragnionego momentu, praca dla Małżera staje się bardziej realna - wszystko się wyklaruje jeszcze w tym miesiącu. Więcej szczegółów na razie nie zdradzę, by nie zapeszyć.
Dni tymczasem coraz krótsze, dziś wracając do domu z pracy praktycznie wracałem już po ciemku.
Jest to jednak o tyle zbawienne, że w takich chwilach mam większe natchnienie do tworzenia.
Właśnie o tym chciałem nadmienić; wczoraj oglądając pierwszy odcinek czwartej już serii American Horror Story, doznałem przebłysku olśnienia na nowe opowiadanie z Mattem Bomerem w roli niemalże pierwszoplanowej. Uwielbiam tego aktora. Zatem, jak to mówią, pióro w dłoń i do dzieła!




sobota, 24 października 2015

98. Sobota nie taka, jak planowałem

Mam dziś w domu najazd heteryków. Czterech kolesi przyjechało do Ł, i to takich, że nawet palcem bym ich nie ruszył. Chleją coś, bo w powietrzu czuć już procenty u nas na górze. Muza gra, pewnie z biegiem czasu, jak bardziej popiją, będą drzeć pizdy i rechotać głupio, jak żaby... Czyli wieczór samców pierdolonych alfa.

Ech, szkoda, że wszystkie imprezy muszą akurat tutaj się odbywać, jakby kurwa nie mogły być u któregoś z tych kolesi...

piątek, 23 października 2015

97. Piątek

Wszyscy nakurwiają wpisami o tym, by pójść i zagłosować. Niestety nie pójdę, z tego względu, że zapisać można było się w konsulacie odpowiednio wcześniej, a niestety, ale nie wezmę dnia wolnego specjalnie, by jechać daleko do centrum - mieszkam i pracuję raczej na obrzeżach. Więc weekend, długi ze względu na poniedziałkowy Bank Holiday, spędzę w domu na nadrabianiu zaległości w serialach, pisaniu i może nauce, wszak japoński czeka.
W pracy dzisiaj luz, koleżanka A. dziś była po raz ostatni, od wtorku ma inną pracę, a szkoda, bo bardzo ją polubiłem. Pół roku pracowała i jak mówiła polubiła tę pracę, ale dostałą lepszą ofertę bardziej w jej zawodzie, w księgowości. życzę jej powodzenia w nowym miejscu, mam nadzieję, że trafi na równie fajną ekipę, jaka jest u nas w teamie ;]

czwartek, 22 października 2015

96. Czwartek



Godzina 18:45, za oknami ciemność, to samo w głowie dzisiaj - ciemność i pustka. Muza dzisiaj miała wychodne i nie zajrzała do mnie, dziwka jedna. Termin goni, a od wtorku nic się nie posunęło do przodu.
Zdarza się. Stephen King radzi, by ustalić sobie określone terminy, godziny, w których chce się tworzyć i twardo się nich trzymać, a wtedy na pewno przyjdzie taka, rozgości się i poczujemy roztaczający zapach cygara...
Taaaak...

Więc siedzę przed laptopem i nawołuję. Podam tutaj przykład mojej chwilowej niemocy:

"Okryłem go i zszedłem na dół. Wstawiłem pestki do piekarnika i włączyłem radio. Podszedłem na moment do okna i wyjrzałem.

I co zobaczyłem? Gunwo! nic nie zobaczyłem, a w głowie pustka".

poniedziałek, 19 października 2015

95. Poniedziałkowo

Kolejny tydzień się rozpoczyna, niestety nie zaczął się perfekcyjnie, jak tego sobie życzyłem. Prawie wcale nie przespana noc zaowocowała gorszym samopoczuciem, zwyczajnie zasypiałem na siedząco w pracy. Z tego też powodu nie mam dzisiaj kompletnie weny do pisania. Nawet zdania głupio brzmiące nie chcą wyleźć spod mych palców - napisałbym pióra, jednakże używam laptopa do pisania, więc powiedzenie nie na miejscu ;]
Tak siedzę, wgapiam się w ekran i buszuję czasami po internetach, sam nie wiem w poszukiwaniu czego.
Wziąłem się też wczoraj za czytanie biografii, poradnika Stephena Kinga, "Jak pisać. Pamiętnik rzemieślnika". Niby o pisaniu czasem nie ma nic, ale jednak jest, ukryte i tylko bacznie śledzące oko może to wychwycić. Stephena Kinga uwielbiam, cenię go i lubię jego twórczość. Doceniam, że potrafił siebie określić w jakich obszarach tematycznych chce się poruszać. Co się mnie tyczy, to jestem na etapie poszukiwań. Piszę, tworzę, ale nie mam jeszcze sprecyzowanego toru działania. Nie wiem, czy to źle, czy dobrze, niemniej jednak nie poddaję się, pisanie sprawia mi frajdę, nawet jeśli trafię na chwile niemożności i zatwardzenia pisarskiego. Chciałbym dojść do perfekcji i tworzyć wiele dzieł, które będą rozchwytywane, czytane. Warto coś po sobie zostawić, skoro dzieci mieć nie będę  z wiadomych względów ;]



piątek, 16 października 2015

94. Dziwne sny

Dzisiaj nawiedził mnie dziwny sen, pełno morza wszędzie, które chciało się wlać do domku letniskowego, błądzenie z rodziną po innym mieście w poszukiwaniu pewnej siłowni na ulicy X, no i finalnie, ostatnia scena, to kiedy leżałem w łóżku i na boku robiłem sobie sam loda, niczym ten nietoperz z Bali. I wiecie co? To było cholernie przyjemne, tyle że zaczął dzwonić budzik i nie było dane mi dokończyć.  Może dziś będzie kontynuacja? ^^

Poza tym, kolejna część opowiadania już opublikowana :)







piątek, 2 października 2015

93. Z zakładu pisarza

Ostatnio miałem okazję dowiedzieć się o wspaniałym programie edytorskim, który wspomaga pracę pisarza. Nie wygląda jak WORD,  OpenOffice, cy inny tego typu. Można w nim robić wszystko, pisać , robić poboczne notatki, szkice i inne artystyczne wizje.
Trochę już na tym świecie przeżyłem i wiem jedno, że do pisania, do robienia notatek używa tylko i wyłącznie kartek papieru i długopisów, czasem różnych kolorów, by oddzielić pomysły od notatek czy przemyśleń na temat fabuły i bohaterów.
Do pisania zatem używam standardowych programów biurowych - z przekory nie zdradzę nazwy ;]
A do robienia zapisków wszelakiej maści używam tradycyjnie kartek papieru.
Sam nie wiem skąd to zamiłowanie do tego trybu pracy, częściowo zapewne wyniesione ze studiów, gdzie jak wiadomo krążą wszędobylskie kserówki - na ćwiczenia, wykłady, to na nich robi się notatki, zapisuje to i owo i z nich się uczy. Poza tym, składam cześć poniekąd pisarzom i artystom z dawnych epok, gdzie obcowali w samotności z kałamarzem i kartką papieru na stole.





92. Długi weekend

W niedzielę odwiedza mnie przyjacióła z Trójmiasta, wziąłem więc poniedziałek wolny, by poszwendać się wspólnie po mieście, może samu zobaczę coś, czego jeszcze do tej pory nie widziałem ;]
W planach także klify :)

środa, 30 września 2015

91. Przeprowadzka

Przeprowadzka z pinga na blogspot była strzałem w dziesiątkę. Zdecydowanie blogger się nie wiesza, nie wariuje, ma więcej opcji, w tym graficznych, człowiek nie dostaje tutaj szału. Rzeczywiście, na początku trzeba troszkę czasu poświęcić na ustawienia, ale po pewnym czasie można się zaznajomić z fajnymi funkcjami prawdziwego bloga, pinger to wiocha jednak, choć poznałem tam sporo wartościowych ludzi.
Siedzę właśnie i ćwiczę swój warsztat pisarski, popycham życie i emocje w mojego bohatera, a właściwie bohaterkę obecnie ;]
Naczytałem się już troszkę poradników, blogów, uwag na temat pisania, tworzenia i powiem tak, że zaczynam się czuć bardziej świadomym pisarzem - wiem, na razie czuję, że to górnolotne słowo, niemniej jednak zaczynam na nowo tworzyć, tym razem świadomiej, a nie tylko co mi myśli przyniosą w danej chwili, tzw. pisanie bez plany, na żywioł.
Jeżeli ktoś pragnie spróbować swoich sił w tej sztuce, polecam najpierw zaznajomić się z kilkoma podstawami pisania, na necie istnieje sporo pozycji, każdy w zasadzie może poczytać o tym. Ja obecnie studiuję stronkę www.spisekpisarzy.pl  :)
Przez to wszystko zaczynam inaczej postrzegać świat i otaczających mnie ludzi. Barwy stają się intensywniejsze, dostrzegam każdy niuans, a w ludziach, tych obcych mijanych mnie na ulicy staram się przyporządkować jakąś historię. Całkiem fajne ćwiczenia umysłowe odkryłem dzięki temu.
A pamiętajmy, że najseksowniejszą częścią ciała jest właśnie nasz ludzki mózg :) Ćwiczmy go jak najwięcej.



niedziela, 27 września 2015

90. Wdrożone w czyn

Jak rzekłem, tak uczyniłem. Stworzyłem nowego bloga, gdzie będę stopniowo dodawał opowiadania.
Jeszcze nie wiem, jak dalej potoczy się ten projekt, ale jestem dobrej myśli, a najważniejsza to systematyczność. Mam wiele myśli, przemyśleń, obserwacji, chcę je jakoś uporządkować w postaci przelanych na elektroniczną kartkę słów. Na razie jeszcze raczkuję w tej domenie, jak również w wizualnej szacie graficznej bloga. Zastanowię się co i jak pozmieniać, by wyglądał przystępnie i nie odstraszał :)




piątek, 25 września 2015

89. Wdrażanie w czyn

Postanowienia z poprzedniego wpisu postanowiłem wprowadzić w czyn. Pierwsze co, to założyłem nowego bloga, samo jego spłodzenie wizualne zajęło mi jakieś 4 godziny, a i tak wygląda jeszcze jak crap. Przeglądając blogi u innych po prostu wpadłem w lekką frustrację, niestety nie znam się tak na kodach CSS, by od razu strzelić sobie zajebistego bloga. Mam przed sobą weekend na jego ogarnięcie, a także na pierwsze pisarskie wpisy. Te zresztą pewnie będę robił i tak na brudno, a potem wklejał w całości.








88. Czas na jakieś postanowienia

Czas najwyższy chyba się sprecyzować co chcę w życiu osiągnąć i jakie cele do tego obrać. Przeglądam blogi i żałuję,  ze tak zaniedbałem swój warsztat pisarki,  w liceum szło mi całkiem nieźle,  ale na studiach już zaczęło się sypać. Teraz pozostają mi tylko niezręczne próby stworzenia czegoś godnego. Wciąż próbuję porwać się na powieść, coś dlugodystansowego, a tymczasem widzę,  że popełniam błąd,  powinienem się skupić na mniejszych opowiadaniach, nowelach, czy też innych podobnych krótkich formach. I zacząć na nowo uczuć się tworzyć fabułę, napięcie i bohaterów. Plany na weekend zatem sprecyzowane, teraz czas na schematy, przemyślenia i ustalenie strategii.

środa, 23 września 2015

87. Kobiece chwile geja

Choruję od soboty, jakieś zarazki się mnie przyimały. Biorę leki i po pracy zakopuję się pod kołdrą i czytam. Naprawdę jestem wdzięczny za kindelka. Przerobiłem po raz kolejny gejowskie pozycje, Berek, Bierki, Chyba strzelę focha!, a teraz czytam Gej w wielkim mieście. I tak bardzo zapragnąłem poczuć się zdobywanym, zakochiwać się, w moim przypadku na nowo. Wyznałem Małżerowi w mailu , że tęsknię za nim i że cieszę się, że jest. I to prawda, cieszę się, że jest obok mnie. Nie jestem sam. Pragnę się wtulić w niego, czuć jego usta na swoim ciele, ręce nieśmiało obejmujace i poznające na nowo...Delikatnie i nie spiesząc się...

piątek, 18 września 2015

86. Wieczorne reminiscencje

Żle mi dzisiaj, czuję smutek, żal, ból. Wciąż żyję w swoim świecie, w którym przeszłość jest kluczowa.

I czuję, że nawet nie wiem, jak to ubrać w słowa wszystko to, co chciałbym wyrazić.



Taki już jestem, że zatracam się w przeszłości i nie potrafię do końca cieszyć się z chwili obecnej.
Tęsknię za naszym kocurkiem, Wejherem. Wniósł w moje życie nieposkładane i przeogromne pokłady miłości. I tak szybko musiał odejść, zasnął na moich kolanach, w czułych objęciach swego tati... Niewydolność nerek. Pod koniec już nie chciał jeść, pił tylko trochę, dawaliśmy mu zastrzyki, ale poziom kreatyniny był za wysoki, już nie było ratunku, tylko przedłużanie jego cierpienia. Trzeba było to zrobić. Ryczałem przed, ale tuliłem go i mówiłem do niego, dałem mu do zjedzenia prawdziwej szynki <uwielbiał mięsko, kurczaka, wędliny, wątróbki i inne>, a w drodze do weterynarza wziąłem go pod swoją kurtkę i na rękach niosłem. Wyglądał zza pazuchy i podziwiał świat. Ćwierkające ptaki, leżący śnieg <był koniec stycznia>...

A po wszystkim, kiedy wróciłem do domu, nie potrafiłem się odnaleźć, widok śpiworka, na którym zrobiliśmy mu spanie, miseczki, a najgorzej chyba było, jak chciałem wejść do łazienki, by posprzątać kuwetę. Po prostu nie mogłem, za każdą próbą otworzenia drzwi wpadałem w histerię, może nie histerię, ale w szloch na pewno. Nie pamiętam, czy w końcu to zrobiłem, czy czekałem, aż Małżer wróci z pracy. Sam nie potrafiłem się z tym ogarnąć i pogodzić. To było w okresie, kiedy po słynnej ulicy W w końcu zaczęło nam się układać, tak, jak powinno być od samego początku. Czułem wielką niesprawiedliwość, że zabiera się nam ,mi, kogoś, kogo pokochałem tak silnie i bezwarunkowo, że odcisnęło to na mnie ślad po dzień dzisiejszy. To tak, jakby rodzic stracił dziecko przedwcześnie...
Weterynarz poradziła nam zaopiekować się innym kotem. Nie by zastąpić, ale by złagodzić ból nieco i dać szansę innemu kociakowi na normalny, ciepły dom. I tak staliśmy się posiadaczami drugiego, również czarnego kocurka, Kleksa. Jest do tej pory, tyle że znowu boli mnie to, że nie jesteśmy razem. Ale jest, żyje u moich rodziców, ma tam również ciepło, miłość, spokój i zabawę - moi rodzice mają psa, suczkę,  razem śpią, myją się, czasem poprztykają ;] Wiem, że jest tam bezpieczny i w dobrych rękach.

Cóż, włączył mi się dzisiaj kobiecy przełącznik, tak jakoś wyszło. Z góry przepraszam za smęty. Osobowość Navigateura jest dość złożona i.. osobliwa ;]

sobota, 12 września 2015

84. Urodziny

Tak jest! Dzisiaj Navigateur kończy 33 lata, wiek Chrystusowy...
Nie ma wielkiej imprezy, nie ma torta ze świeczką (choć były trójkątne croissanty z jabłkami i pączki z kolorową polewą), ale jest ta druga osoba obok, życzenia od rodziny i to mi wystarcza, wiedza, że mam obok siebie ludzi, których kocham i przez których jestem kochany.
A tymczasem mam swojego nauczyciela, który prowadzi mnie przez ten moment ;]





wtorek, 8 września 2015

83. Islamizacja Europy




Nie jestem nazista, rasista, innym -ista, ale wobec ostatnich informacji o tych uciekajacych masach, rzeszach ludzi  i wobec tego, gdzie oni sie udaja, i co rzad planuje im dac, otwiera mi sie noz, siekiera, motyka i maczeta w kieszeni..
Wkurwia mnie fakt, ze mamy przyjac zdrowych, silnych facetow, ktorzy na dzien dobry maja dostac socjala. Bedac w Ire normalny czlowiek musi przepracowac minimum dwa lata, by dostac cokolwiek, a taki leniwiec przyjezdza i dostaje na dzien dobry. Nie twierdze, ze wszyscy tacy sa, ale cos mi sie tutaj nie zgadza. Konflikty tam na wschodzie w tych pojebanych nacjach islamskich sa od zawsze, Syria, Irak, Afganistan, Libia.. Jakos nigdy wczesniej nie uciekali na taka skale, a konflikt jest ciagle taki sam, ciagle cos jest bombardowane, ktos umiera. Wydaje mi sie, ze ktos ich podjudzil, jak OBL kiedys. Mozliwe, ze sa wsrod tych ludzi normalni obywatele, co na porzyklad po przyjezdzie chca znalezc prace, pracowac, zarabiac i nie byc zaleznym od nikogo i nie brac kasy od Panstwa.. Ale w wiekszosci przypadkow bedzie tak, ze stana sie bezradni i niezaradni zyciowo, takie cipy, ktore sie kreca tylko i melanzuja gdzies dziwnie po katach.
Po prostu szlag mnie trafia, kiedy slysze teksty w stylu badzmy ludzmi, czlowieczenstwo, zrozumienie dla drugiego i takie tam bzdety. Ok, to zrozumcie, Panstwo, Politycy, najpierw Polakow, wswoich wlasnych obywateli, ktorzy kazdego dnia przezywaja katusze za co oplacic rachunki, ubrac dzieci i tym podobne. Sam mam rodziców, ktorzy maja dwie prace, a mimo to tak sobie kuleja, mama w sklepie i jezdiz po "szmatach", czyli firma podobna do Providenta, tata jako ochroniarz odrabia w firmie ochroniarskiej. Zadne kokosy, a jednak rzadko w domu bywaja, ciagle w pracy, by nadrobic i powiazac koniec z koncem. Zasilki sie nie naleza, bo sie okazuje, ze zarabiaja wprost wytwornie - jezeli dla kogos 1400, 1500 na dwie osoby dorosle i dwoje dzieci jest wytworne, to powinszowac wyobrazni.
Kolejna sprawa, mieszkania. Czytalem o problemach mieszkan socjalnych dla Polakow, sa niby braki i inne takie. mlodzi tez czekaja na wlasne M albo, jezeli maja zdolnosc i ich stac, biora kolosalne kredyty. A taki czarny, brodaty, mlody przyjedzie i ma dostac mieszkanie- moze nie luksus, ale ma miec dach nad glowa. I wkurwia mnie fakt, ze oni faktycznie leca po kase. Dlaczego wobec tego, jak inni zauwazyli, nie osiedlaja sie w pobliskich krajach, ktore byly/sa po drodze? Jakos wszystcy sie pchaja do Europy. Po co? Po lepsze zycie? Po kase, to na pewno..
Wiem, ja takze wyjechalem, jak sporo innych Polakow, ale my to zrobilismy w cywilizowany sposob i na swoj wlasny koszt, wiekszosc pracuje, malo jest na zasilkach. To te ciemne paciate i wschodnio islamskie kreatury zyja na socjalach i psuja nam reputacje.
Przyznam, ze cisnienie mi sie podnioslo, kawa nie potrzebna. Jezeli jestem w bledzie, niech mnie przekonaja zatem swoim zachowaniem. Powinni przygotowac zakazy i nakazy dla takich - po przyjezdzie do danego kraju, masz miesiac na znalezienie pracy, pokaz, ze na cos ciebie stac i ze potrafisz sie utrzymac. Nie? To , jak napisal Never, wy///aj.
Koniec.
 

piątek, 28 sierpnia 2015

82. Heh, kolejny weekend, końcówka sierpnia

I kolejny weekend. Koniec sierpnia ;] Weekend zaczęliśmy od pysznej pizzy w ramach kolacji i obiadu. Jak wracałem do domu, dostawca już pod drzwiami stał. Troszkę wcześniej niż planowaliśmy, ale finalnie super, bo szybko zjadłem - głodny już byłem.
Poza tym, lużne przemyślenia. Angel, ten nasz nowy chłopak z Wenezueli, pisałem o nim, że nie jest przystojniakiem, takim ciachem. Ale coś ma w sobie, to jeszcze chłopiec i to widać w jego oczach. Tak, ciemne włosy i ciemne, miodowe oczy. Jeżeli ktoś lubi, to mógłby się zakochać ;] Ale ja nie muszę, ja już mam swojego z ciemnymi włosami i miodowym spojrzeniu :) I bynajmniej nie jest to latynos żaden ;] Ale temperamentem i ciepłotą mogę o nim śmiało powiedzieć, tak to mój osobisty "latynos".
W pracy dzisiaj spokój, pracy wręcz zabrakło, więc staliśmy na dworze w ramach przerwy i sobie gadaliśmy, przerwa to przedłużyła nam się nieco, ale mamy spoko TL, nic nie mówi. Dobrze pracujemy to i nie ma się co czepiać.
Wpis jak zawsze miał być górnolotny, pompatyczny, poważny, w tonie jakim to czytam niektóre blogi, ale jak to często ostatnio bywa, wyszło jak wyszło. Sorry, taki mamy klimat ^^
Klimat w Irlandii faktycznie ostatnimi czasy chujowy, lato jak nie lato, pochmurno codziennie, deszcz popaduje, wieje. I nie zapowiada się na poprawę, a co najlepsze zbliża się jesień, więc będzie jeszcze gorzej i jeszcze więcej deszczu. Cóż, trzeba sobie będzie jakoś radzić.

piątek, 21 sierpnia 2015

81. Weekend

Mamy 21 sierpień 2015 roku. Pogoda dzisiaj iście nie irlandzka, słonecznie, ciepło, nie pada.
Po pracy pojechaliśmy na zakupy, wczoraj był mój payday, dostałem za 15 nadgodzin z lipca i sierpnia. Więc siedzimy i pijemy Jamesona, mamy cały 1 L, z colą i lodem, do przekąski oliwki, kabanoski i ogórki kiszone ;]
Te ogórki to może i typowo polski akcent, ale co poradzić, że w Mrozie mają zajebiste te ogórki?
Będąc przy temacie nas dwóch, chciałem tylko podzielić się przemyśleniem, że chyba zdaliśmy test, przeszliśmy w życiu niejedno, a mimo to po 6 latach, teraz 7, nadal jesteśmy ze sobą, kochamy się, a seks potrafi być zaskakujący. Czasami jest to szybkie zwalenie, szybkie dojście pod wpływem emocji, wiadomo, mężczyznami rządzi impuls, ale potrafimy siebie zaskakiwać.

W pracy szkolę obecnie Julię, jest z Węgier, ale mieszkała w Grecji, przyleciała tutaj do swojego faceta, który Niemcem i pracuje w branży IT. Więc jakoś się im żyje.
Julia jest spoko, super nam się dogaduje. W ogóle zauważyłem, że odkąd w maju/czerwcu odeszły od naszego teamu osoby i mamy trzy nowe osoby, to komunikacja w teamie uległa poprawieniu. I to mi się podoba.

poniedziałek, 3 sierpnia 2015

80. Navy SEAL

Ostatni dzień wolnego, mamy dzisiaj Bank Holiday. Weekend poświęciłem na dalszą lekturę o Navy SEALs, Chris Kyle "Cel snajpera", Marcus Luttrell "Przeżyłem Afganistan" i teraz czytam Marka Owena "No easy day" ("Niełątwy dzień", czytam jednak w oryginale po angielsku, ze względu że taki pdf akurat był dostępny) ;] Wczoraj przeczytałem od deski do deski "Przeżyłem Afganistan" - przerażająca historia, kiedy na twoich rękach ginie trzech twoich przyjaciół, "braci". Obejrzałem też film, "Lone survivor", ale film nie oddaje tego wszystkiego, sporo jest ukrócone i uproszczone. Książka, wspomnienia Marcusa oddają najwięcej z tego, co przeżył. Czytając miałem nerwa na talibów i smutek, że SEALsi tak zginęli na wzgórzu...

wtorek, 28 lipca 2015

79. Wtorek







Kurwa, wymiękam! Przyjęli nowego gostka do nas do teamu, Angel, czytane Anhel.. Z Wenezueli. Taki tam chłopczyk, żaden umięśniony amant z telenowel. Ale do rzeczy, młode to to i w dodatku pierwszy dzień w pracy i przychodzi ubrany w jeansy, adidasy, jakas tam koszulka z kołnierzem i bluza... Ręce mi opadły,  chuj nie miał siły nawet sie podnieść. Do korpo zawsze ale to zawsze Przychodzi się pierwszego dnia odwalonym, nawet jak stróż w Boże Ciało... Trzeba dobre wrażenie zrobić.  A później dopiero sobie biegać w dzinsach o tenisówkach.
Mnie tymczasem stres zjada, czekam i mam dobre myśli i trzymam kciuki, ale wolałbym,  by juz było,  pozytywnie, po wszystkim, by już to mieć za sobą i działać. Nie lubię takich okresów "przed"




poniedziałek, 27 lipca 2015

niedziela, 26 lipca 2015

77. Niedziela

W ramach niedzielno-rodzinnego filmu i z powodu szarej, nieciekawej pogody, "Bethowen" ;]



Bethowen

76. Niedziela

Niedzielny poranek nie rozpieszcza - za oknami deszczuga i szaruga ;]
Zjedliśmy przed chwilą śniadanie, dopijam kawę i przeglądam prasę. A reszta dnia chyba zarezerwowana będzie na czytanie i lenistwo - w taki deszcz na spacer się raczej nie wybieramy ;]

sobota, 25 lipca 2015

75. Leniwa sobota

Na dworze dziś ( jak i ostatnio od ponad dwóch tygodni) szaro, chłodno i nieciekawe, wobec tego sobota w łóżku z laptopem i filmami i słodyczami do wyżerki. Słodycze te to mieszanka owoców egzotycznych  z orzechami i bananami ;] By przypadkiem znów oponka się nie zrobiła - póki co to kaloryfer się zaczyna kształtować. Będzie ogrzewał, a przynajmniej atmosferę w łóżku ;]
Wracam dalej do seansów - topic: SEALs ;]

Chris Kyle, świetny snajper, niechaj spoczywa w pokoju




piątek, 17 lipca 2015

74. Muzycznie ;]

Major Lazer rmx










73. światełko w tunelu

Piątek. Weekend. Wieczór pod znakiem filmowym. Humor mam dobry, w końcu pojawiło się światełko na naszą wspólną, lepszą przyszłość, o której myśleliśmy opuszczając Trójmiasto i Polskę ;]

poniedziałek, 6 lipca 2015

72. Powrót z urlopu

Wróciłem w sobotę po południu z Polski, byłem na wakacjach u rodzinki, na 11 dni. Potrzebowałem tego, naładowałem akumulatory, opaliłem się, prawdziwy beach boy ze mnie teraz xD
Zwierzaki wytarmosiłem, kocurka i suczkę, w zalewie się kąpałem w Kadynach, gdzie nota bene, zgubiłem swoją obrączkę. Smutno mi było, ale pocieszała mnie myśl, że to oznacza iż tam wrócę ;]
Pogoda mi dopisała, bo pierwsze dni były takie średnie, ale to dobrze bo miałem czas, by się zaaklimatyzować.
Ze znajomymi się nie widziałem, ale za to poświęciłem na maksa ten czas dla rodziny.
Przy okazji zaopatrzyłem nas w leki, siebie w spodnie i buty i inne rzeczy, a dodatkowo przywiozłem ze sobą warzywa  z własnej działki, na polu u wujostwa na wsi mamy swój kawałek i tam rodzice hodują warzywa, szczypior, kapustę, ziemniaki, pora, ogórki, fasolę i takie tam inne :)
Najbardziej cieszyłem się z botwinki, której sporo przywiozłem, pokrojona już czeka w zamrażalniku, część pójdzie jutro na boćwinkę, a reszta w weekend na chłodnik..Mniam!
Przywiozłem też twarożek, swojskiego wyrobu, z mleka od krowy, bez konserwantów, ze szczypiorkiem zrobiłem i wcinam ;]

Dzisiejszy powrót do pracy był nieco dziki, nie za bardzo chciało mi się wstawać, to samo w pracy jak już dotarłem, okazało się, że w biurze zmiany, nowi ludzie, poprzestawiane miejsca, skaner, z mojego teamu też jedna laska odeszła. Więc same njusy dzisiaj. Na szczęście dzień jakoś minął. Plusem jest to, że mamy nadgodziny w tym tygodniu, nieobowiązkowe, dla tego  kto chce. A kasa dodatkowa się przyda, czemu nie ;] Taki rodzaj napiwku kelnerskiego :D

Przypomniało mi się, że ktoś prosił o fotkę w szaliczku, więc spadam stąd, idę pstryknąć fotę, a potem zabieram się za japoński ;]

sobota, 20 czerwca 2015

71. Powrót

Jestem!!! Tadaima! To z japońskiego i oznaca "wróciłem" ;] Daawno nie pisałem, sporo się zdarzyło i nic się nie zdarzyło, tak w skrócie :d W środę lecę do PL. Jak znajdę chwilkę, to skrobnę tu większy, longer and better thoughts diarrhea ;]