sobota, 24 października 2015

98. Sobota nie taka, jak planowałem

Mam dziś w domu najazd heteryków. Czterech kolesi przyjechało do Ł, i to takich, że nawet palcem bym ich nie ruszył. Chleją coś, bo w powietrzu czuć już procenty u nas na górze. Muza gra, pewnie z biegiem czasu, jak bardziej popiją, będą drzeć pizdy i rechotać głupio, jak żaby... Czyli wieczór samców pierdolonych alfa.

Ech, szkoda, że wszystkie imprezy muszą akurat tutaj się odbywać, jakby kurwa nie mogły być u któregoś z tych kolesi...


Nawet nie ma jak spokojnie zrobić obiadu, przez co wpierdalamy jabłka i ciastka.
No bosko po prosu.



Z wieczornego pisania raczej nici - przy takiej muzie i nagłych wybuchach śmiechu gdzie tu o koncentrację?! - więc zrezygnowany ległem na łóżku, pod kołdrą (ten demot z piżdziernikiem ma sens, piździ jak chuj) i oglądam filmy na laptopie.
Jakoś czas sobie zapełnić trzeba. Liczę na to, że nie będą długo siedzieć albo że wybędą na jakąś imprezę, co by chociaż na spokojnie zrobić sobie potem kolację i ciepłej herbaty się napić.
Naprawdę wkurwia mnie już to wszystko, trzy lata to szmat czasu.

___________
Edit

Samce alfa jednak wybyły z domu, a miracle! Cisza w domu i spokój, mam nadzieję, że Ł wróci sam do domu, a nie z nimi i że nie będą dalej pić. ;] Zamówiliśmy sobie w ramach obiadu kebaba. Uwielbiam Irlandię za to, że kebaby robią w chlebku nan.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz