wtorek, 28 lipca 2015

79. Wtorek







Kurwa, wymiękam! Przyjęli nowego gostka do nas do teamu, Angel, czytane Anhel.. Z Wenezueli. Taki tam chłopczyk, żaden umięśniony amant z telenowel. Ale do rzeczy, młode to to i w dodatku pierwszy dzień w pracy i przychodzi ubrany w jeansy, adidasy, jakas tam koszulka z kołnierzem i bluza... Ręce mi opadły,  chuj nie miał siły nawet sie podnieść. Do korpo zawsze ale to zawsze Przychodzi się pierwszego dnia odwalonym, nawet jak stróż w Boże Ciało... Trzeba dobre wrażenie zrobić.  A później dopiero sobie biegać w dzinsach o tenisówkach.
Mnie tymczasem stres zjada, czekam i mam dobre myśli i trzymam kciuki, ale wolałbym,  by juz było,  pozytywnie, po wszystkim, by już to mieć za sobą i działać. Nie lubię takich okresów "przed"




poniedziałek, 27 lipca 2015

niedziela, 26 lipca 2015

77. Niedziela

W ramach niedzielno-rodzinnego filmu i z powodu szarej, nieciekawej pogody, "Bethowen" ;]



Bethowen

76. Niedziela

Niedzielny poranek nie rozpieszcza - za oknami deszczuga i szaruga ;]
Zjedliśmy przed chwilą śniadanie, dopijam kawę i przeglądam prasę. A reszta dnia chyba zarezerwowana będzie na czytanie i lenistwo - w taki deszcz na spacer się raczej nie wybieramy ;]

sobota, 25 lipca 2015

75. Leniwa sobota

Na dworze dziś ( jak i ostatnio od ponad dwóch tygodni) szaro, chłodno i nieciekawe, wobec tego sobota w łóżku z laptopem i filmami i słodyczami do wyżerki. Słodycze te to mieszanka owoców egzotycznych  z orzechami i bananami ;] By przypadkiem znów oponka się nie zrobiła - póki co to kaloryfer się zaczyna kształtować. Będzie ogrzewał, a przynajmniej atmosferę w łóżku ;]
Wracam dalej do seansów - topic: SEALs ;]

Chris Kyle, świetny snajper, niechaj spoczywa w pokoju




piątek, 17 lipca 2015

poniedziałek, 6 lipca 2015

72. Powrót z urlopu

Wróciłem w sobotę po południu z Polski, byłem na wakacjach u rodzinki, na 11 dni. Potrzebowałem tego, naładowałem akumulatory, opaliłem się, prawdziwy beach boy ze mnie teraz xD
Zwierzaki wytarmosiłem, kocurka i suczkę, w zalewie się kąpałem w Kadynach, gdzie nota bene, zgubiłem swoją obrączkę. Smutno mi było, ale pocieszała mnie myśl, że to oznacza iż tam wrócę ;]
Pogoda mi dopisała, bo pierwsze dni były takie średnie, ale to dobrze bo miałem czas, by się zaaklimatyzować.
Ze znajomymi się nie widziałem, ale za to poświęciłem na maksa ten czas dla rodziny.
Przy okazji zaopatrzyłem nas w leki, siebie w spodnie i buty i inne rzeczy, a dodatkowo przywiozłem ze sobą warzywa  z własnej działki, na polu u wujostwa na wsi mamy swój kawałek i tam rodzice hodują warzywa, szczypior, kapustę, ziemniaki, pora, ogórki, fasolę i takie tam inne :)
Najbardziej cieszyłem się z botwinki, której sporo przywiozłem, pokrojona już czeka w zamrażalniku, część pójdzie jutro na boćwinkę, a reszta w weekend na chłodnik..Mniam!
Przywiozłem też twarożek, swojskiego wyrobu, z mleka od krowy, bez konserwantów, ze szczypiorkiem zrobiłem i wcinam ;]

Dzisiejszy powrót do pracy był nieco dziki, nie za bardzo chciało mi się wstawać, to samo w pracy jak już dotarłem, okazało się, że w biurze zmiany, nowi ludzie, poprzestawiane miejsca, skaner, z mojego teamu też jedna laska odeszła. Więc same njusy dzisiaj. Na szczęście dzień jakoś minął. Plusem jest to, że mamy nadgodziny w tym tygodniu, nieobowiązkowe, dla tego  kto chce. A kasa dodatkowa się przyda, czemu nie ;] Taki rodzaj napiwku kelnerskiego :D

Przypomniało mi się, że ktoś prosił o fotkę w szaliczku, więc spadam stąd, idę pstryknąć fotę, a potem zabieram się za japoński ;]