piątek, 8 lutego 2019

135. Żegnam Was, nie załatwię wszystkich ważnych spraw...




Tą piosenką Perfectu zaczynam dzisiejszy wpis. Dzisiaj był mj ostatni dzień w starej pracy, w poniedziałek zaczynam nową. Wczoraj pożegnałem się z moją TL, przyszła do mnie, wyściskaliśmy się, porozmawialiśmy chwilę, jako że dziś i w poniedziałek jej nie ma - na ślubie u brata jest.
A dzisiaj
z resztą teamu sie pożegnałem. Sporo osób będzie, i już za mną tęskni, i to najlepszyz prezent, wiedząc, że pozostawiło się po sobie taką super pozytywną opinię, nie tylko jako człowiek, ale także pod względem zawodowym- wszyscy mi mówili, że kolejny asystent nię będzie taki jak jak, a wiadomo już kto nim będzie. Nie byłem nigdy sukowaty dla nikogo, nie dawałem odczuć, zawsze profesjonalne podejście do pracowników, bo czułem że sa poniekąd jak moje dzieci, które szkoliłem, mentorowałem, miałem pieczę nad nimi wszystkim tak po prawdzie ;]
Rano pojechałem dzisiaj do pracy taksą, już o 7.10 byłem w robocie, mimo że zaczynam o 8, ale miałem ze sobą trzy opakowania ciast, więc nie chciałem się tłuc autobusem, zwłaszcza w tę wichurę - niejaki sztorm Erik zawitał w Irlandii :/ Na spokojnie po przyjściu do pracy pokroiłem ciacha, zostawiłem na wolnym biurku, porozsyłałem maile do moich ludzi a także do klientów, że dziś kończę, dziękuję za współpracę i dalszy kontakt poprzez mojego TL.
Rano nie było balonów, pomyślałem że może to i lepiej, bo mógłbym się rozczulić za bardzo, w końcu 6 lat tam spędziłem i zostawiam kawał historii tam i fajnych ludzi. Przed 11 M. wyciągneła mnie na przerwę na dwór, poszliśmy się przejśc, pogadaliśmy we dwójkę o planach, o tym, że jak P. zostanie asystentem to chujnia, grzybnia i wszystko i wróciliśmy. Wchodzimy do biura, patrzę. No nieeeee, balony...A jednak ;] Zatem dzisiaj to ja miałem swój dzień balona, tym razem to ja odchodziłem. Powiem Wam, że to dziwne uczucie było, szczęśliwy, że znalazłem lepszą pracę, że ktoś mnie zauważył W KOŃCU, ale też ten smutek w środku we mnie. Nie, nie popłakałem się, łza mi nie uleciała, ale czuję że gdyby A. była dziś w pracy (a wczoraj do Polski poleciała z mężem), to mogłoby być inaczej, hehe, oczy mogłyby mi się spocić.
Na biurku czekały balony, rozrzucone gwiazdki, prezen i kartka, gdzie ludzie mi się wpisali. Dostałem Bacardi i czekoladki, ale ten największy prezent, to ludzie, ich pamięć o mnie, tęsknota, wspólna, bo mi ich też bedzie brakować, choć wiem że z A. chcę sie spotykać często jak się da. z nimi, z A. i I, jej mężęm. Razem we czwórkę, mój narzeczony, ja i oni ;]

Opróżniłem swoje biurko, wyczyściłem, w mailu porobiłem czystki kasując wszystko i zostawiłem po sobie dobry slad, nie zostawiałem "smrodu" ani żadnego innego kwasu. Mam nadzieję, że P., który zapewne na 100% zostanie asystentem team leadera, ogarnie temat i pociągnie moją schedę nie pierdoląc niczego po drodze.
Obecnie pijemy z R., moim ukochanym facetem, i weekend przede mna - R. jutro już do pracy, miał wolne od wtorku do dziś:/ Musimy się kiedyś zgrać na wolny weekend xD
Aaaaaa, na koniec piosenka, która chodziła mi po głowie, a której nie ośmieliłem się słuchać w pracy, bo na serio bym pare cieczy upuścił z oczu :D





P.S. Nową pracę zaczyna w poniedziałek, na 9.30 mam się zjawić, więc zapewne podzielę się tutaj wrażeniami :)


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz